Wszyscy tu obchodzą Walentynki z tej też okazji mój buddy zabrał mnie na lody. Wszędzie róż, czerwień i serduszka ;)
Potem odwiózł mnie do domu i pogadał trochę z rodzinką, od której wynajmuję pokój. Powiedzieli mu, że myśleli wczoraj, że coś mi się stało, bo tak długo spałam (do 10.30)! A co mam nie spać jak podróż rozpoczęłam o 19.40 w sobotę a zakończyłam w poniedziałek o 6 nad ranem (polskiego czasu)?
Prosili też żebym się rozglądała jak wracam do domu czy ktoś mnie nie śledzi żeby nikt nie przyszedł nas tu okraść. (Po tym jeszcze jak Emilia mi powiedziała, że po zmroku bardziej kradną to już w ogóle strach mnie ogarnął. Już dziś poproszę moich uczniów, żeby któreś z nich odprowadziło mnie do domu. A jak nie to pozostaje "Xe om”, czyli skuterowa taksówka... Albo poproszę o rower :P
Dziś ok 12 właściciele zaprosili mnie na obiad. Nie mam pojęcia, co jadłam;)
Rozpoznałam ryż, sos sojowy oraz malutkie krewetki. Ponad to było tam jakieś gotowane zielepactwo, które nasunęło mi na myśl pokrzywę (na bank było to coś innego). Oraz jakieś inne ziele gotowane, któro wyglądało jak liście buraków, (bo woda byłą taka buraczana) i do tego krewetki. Poza tym jakieś mięso w cieście oraz jakieś inne mięso a la pikantne skwarki. Było całkiem niezłe:)
UPDATE:
Uczniowie troche cwaniaczkują (2 na15osób). A po zajęciach (2,5h) gdy wychodziliśmy z sali jeden zapytał czy moge mówić wolniej, bo oni nie wszystko rozumieją. Normalnie facepalm! "Dlaczego nic nie powiedzieliście w czasie zajęć jak pytałam?" "a bo to nauczyciel decyduje."
Poprosiłam o pomoc w powrocie do domu. Usłyszałam, że ta droga jest bardzo niebezpieczna... No to spoko "pomóż mi wziąź "Xe om... Zapytaj ile zapłacę" "30.000" "Ale ja wiem, że powinno byc mnie niż 20.000!" "ok., niech bedzie 20.000". Własny uczeń mnie oszukuje! I taka właśnie jest tu rzeczywistość....